Miesiąc: październik 2018
zapowieć
rozdział 5
Kiedy Anna zasnęła mocnym snem niedźwiedzia wymknął się cichutko, tak by
jej nie obudzić. Miał już w głowie pewien pomysł, który zamierzał
zrealizować.
Wyszedł więc przed szpital, wsiadł do samochodu i pojechał pod adres
Reiter.
Zanim były między nimi nieporozumienia otrzymał od niej klucze do jej
domu.
Zamierzał ich teraz użyć.
Miał jednak lekkie wyrzuty sumienia, że w tajemnicy przed ukochaną chce
poszukać jakiś śladów jej byłego męża. Pocieszał się myślą, że to dla
dobra
Anki.
Kilka minut później dotarł na miejsce i stał pod drzwiami mieszkania na
trzecim piętrze znajdującego się w jednej z warszawskich kamienic.
Odszukał pasujący klucz w pęku wielu innych, otworzył drzwi i wszedł do
środka.
Dawno już u niej nie był, więc po raz kolejny uderzył go idealny porządek
jaki tam panował.
Wszystko było poukładane na swoim miejscu, nie było ani jednej zagubionej
rzeczy samotnie błąkającej się w pomieszczeniu.
Budynek błyszczał. Widać było, że jego właścicielka dba o niego aż do
przesady.
Zawsze go ten widok zdumiewał. W przeciwieństwie do jego domu gdzie zawsze
rano w zlewie pojawiały się jakieś nie umyte naczynia, czy trochę kurzu
pod meblami. Tu nie było nawet i tego.
Razem z Zosią starali się utrzymywać czystość w domu. Nie zawsze to jednak
wychodziło. Brakowało im na to wszystko czasu.
On pracował bardzo często do późna, a ona zaś miała dużo nauki i nigdy nie
mieli czasu porządnie się zająć mieszkaniem.
Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się już do harmonij i ładu jaka panowała u
Ani Wiktor udał się na podbój sypialni doktorki.
Wszedł do czystego pokoju i nie mógł podejść do szafy z emocji.
Jego nogi poniosły go na łóżko. Położył się na jej poduszce i z rozkoszą
wdychał pozostawiony na niej zapach właścicielki.
Tak bardzo pragnął mieć ją tylko już dla siebie. Chciał ją przytulać,
trzymać w ramionach i zanurzyć twarz w jej długich i pachnących waniliowym
szamponem włosach.
Przypominał sobie pocałunki składane przez nią na jego ciele. Marzył by je
jeszcze raz poczuć i odwzajemnić.
Tak bardzo już za nią tęsknił.
Za jej uśmiechem, szczupłą i zgrabną figurą. Każdym centymetrem jej ciała,
który pragnął dotknąć, pocałować, głaskać i przytulać.
?Otrząsnął się po chwili z zamyślenia. Wstał i ruszył do szafy w której
Anka trzymała swoje osobiste rzeczy.
Przekopawszy stertę papierów, rachunków i innych podobnych rzeczy znalazł
nareszcie to czego szukał.
Na kartce zapisany był stary adres Anny jeszcze jak była zamężna, podktóry
zamierzał się udać.
Domyślał się, że czekająca go konfrontacja nie będzie łatwa, nie wiedział
jak bardzo się myli.
Sięgnął do kieszeni spodni, w której spoczywał mały jak pendrive
dyktafon, który nosił przy sobie zawsze spodziewając się różnych zachowań
pacjentów. Włączył sprzęt by upewnić się czy jest naładowany, a gdy już to
zrobił wyszedł z mieszkania zamykając je na klucz i udał się pod wskazany
na kartce adres.
Kilkanaście minut później był już na miejscu. Podszedł do drzwi i głośno
zapukał.
Odpowiedziała mu cisza, więc zapukał jeszcze głośniej.
Po kilku próbach dał za wygraną i nacisnął na klamkę, by przekonać się, że
w środku nikogo nie ma.
Jakie było jego zdziwienie, gdy klamka pod naciskiem jego dłoni ustąpiła,
a drzwi stały przed nim otworem.
Wszedł do środka zaszokowany.
Pierwszą rzeczą na którą zwrócił uwagę był zapach. W mieszkaniu unosiły
się opary alkoholu i panował okropny zaduch. Odruchowo podszedł do
pierwszego okna i je otworzył. Do mieszkania wpadło świerze, mroźne
powietrze.
Otrzeźwiony przez lodowaty powiew postanowił sprawdzić gdzie znajduje się
Stanisław.
Kilka chwil później znalazł go słodko śpiącego we własnym łóżku. Czuć było
od niego alkoholem, papierosami i potem.
Wyszedł, więc zostawiając Potockiego w spokoju w sypialni.
Postanowił wykorzystać nadarzającą się sposobność przeszukania mieszkania.
Rozpoczął od łazienki. Po gruntownym zbadaniu wszystkich jej zakamarków
znalazł tylko kilka ampułek leków zwiotczających i nasennych. Wziął jedną
Zauważył na końcu korytarza pomieszczenie wyglądające jak gabinet. Drzwi
były otwarte.
Wewnątrz stało duże, dębowe biurko z mnóstwem szuflad i szufladeczek.
z nich jako dowód w sprawie i poszedł dalej.
Zdziwiła go tu kolejna rzecz mianowicie żadna z szuflad nie była zamykana
na klucz. Przeszukiwał je więc po kolei i dokładnie, ale w żadnej z nich
nie było nic wartego jego uwagi. Znajdowały się tam jakieś notatki
medyczne, zdjęcia z dzieciństwa i inne rodzinne drobiazgi.
Kiedy już stracił nadzieję i miał zrezygnować w ostatniej z szuflad
znalazł mały przedmiot. Była to karta pamięci.
Uradowany, że jednak coś udało mu się zyskać z tej wyprawy cicho
podśpiewując udał się do samochodu.
Ujechał kilka minut i zatrzymał się w lesie.
Wyjął schowaną wcześniej kartę i przełożył do swojego telefonu.
To co na niej zobaczył przeraziło go nie na żarty.
Były na niej na przykład filmy z udziałem gwałconej przez jego i kolegów
Anny, jej nagie zdjęcia, a nawet film chyba z nie dawną datą jak jest
atakowana, a następnie porzucona gdzieś w krzakach.
Był wstrząśnięty tym co zobaczył. Postanowił znaleziony przedmiot
następnego dnia zanieść na policję.
Jak tak siedział w samochodzie do głowy przyszła mu nagła, nieprzemyślana
decyzja, której później nigdy nie żałował. Postanowił sobie że on już
nigdy jej nie skrzywdzi, a z jej głowy nie spadnie już włos. Chciał się
nią zaopiekować i dać jej wszystko to co najlepsze.
Pragnął by urodziła mu dzieci, patrzeć na nią jak śpi i się budzi u jego
boku, jak się na niego złości.
Dlatego w przypływie emocji udał się do swojego mieszkania.
Zjadł w pośpiechu jakąś na szybko zrobioną kanapkę, wziął prysznic,
starannie się ogolił, przyodział czyste, schludne ciuchu i udał się do
szpitala.
Po drodze jednak musiał załatwić pewną sprawę i wstąpić do jubilera.
Wszedł więc do sklepu pełnego birzuterii i podszedł do kasy.
– Mogę w czymś pomóc? – zapytała młoda blondynka stojąca za ladą.
– Ja yyy jaa – wyjąkał.
– Tak?
– Szukam pierścionka?
– Rozumiem, że chodzi panu o zaręczynowy tak?
– YYY tak, taaak! – ucieszył się, że ma już połowę za sobą.
– No dobrze. To co pana interesuje. Złoty, srebrny? Z szafirem,
bursztynem?
– Hmm ja yy no nie wiem – odparł zakłopotany. Bo moja Anka to zasługuje na
diamenty, brylanty i wszystko co najlepsze. No, a pani.. Pani co by się
podobało?
Mi? Ja to lubię szafiry mają taki śliczny niebieski odcień ale nie o mnie
tu mowa. Może kolorystycznie. Jaki wybranka lubi kolor?
– Błękitny i hmm chyba zielony jak jej oczy- odparł po krótkim namyśle
– Dobrze no to chyba mam coś odpowiedniego. Za momencik przyjdę.
Po chwili przyszła z pierścionkiem. Był śliczn z dużym szmaragdowym
oczkiem
na środku, które oplatała siateczka błękitnych topazów. Materiał był
cienki, ale wytrzymały.
– Myślę, ze narzeczonej się spodoba – powiedziała kobieta pokazując
Banachowi pierścionek.
– Jest piękny. Myślę, że będzie zachwycona- odparł z zachwytem.
Razem z ekspedientką wybrali rozmiar, Wiktor zapłacił i udał się do
szpitala.
Gdy wszedł do sali Anna już nie spała, leżała wpatrując się w okno. Na
widok Wiktora uśmiechnęła się.
– Cześć kochanie powiedziała uśmiechając się
– Hej- podszedł do niej całując ją w usta – Jak się czujesz?
– Lepiej, ale nadal mnie wszystko boli. Jak widzę ciebie to już mniej-
stwierdziła patrząc z błyskiem w oczach
– Cieszę się. Właściwie to ja, ja muszę o czymś ci powiedzieć.
– No mów – zachęcała wzrokiem
– No, bo ja – ukląkł przed nią
– Wiktor co ty robisz? Nie wygłupiaj się.
– Daj mi coś powiedzieć Aniu – uciszył ją
– Chcę się tobą zaopiekować w dobrych i złych chwilach. Mogę ci obiecać,
że przymnie już nic ci nie grozi, będę cię chronił przed każdym złem tego
świata. Nie pozwolę, żeby kto kolwiek cię już z ranił. Chcę zasypiać i
budzić się przy tobie. Czuć każdy twój oddech, twój zapach, dotyk twojej
skóry. Ja już nie potrafię żyć bez ciebie. Odkąd pojawiłaś się w moim
życie zmieniłaś je o 180 stopni. Nic już nie jest takie jak było. Gdy cię
nie ma nie mogę, jeść, spać, nawet oddychać mi ciężko bez ciebie. Kocham
cię jak wariat i nie wyobrażam sobie żyć bez ciebie. Wiem, że to może
zbyt szybki i ostatnio miałaś wiele przeżyć, więc zrozumiem jak odmówisz,
ale muszę zadać to pytanie. Aniu miłości mojego życia czy wyjdziesz za
mnie?
Anna nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Zszokowały ją te słowa, a jedyne na
co się mogła w tej chwili zdobyć to ciche ledwo słyszalne – TAK
Wiktor słysząc potwierdzenie wsunął na jej palec pierścionek ze
szmaragdowym oczkiem. Po włożeniu go na palec okazało się, że był
dopasowany idealnie i świetnie komponował się z jej zielonymi oczami.
– jest śliczny dziękuję – tylko tyle była wstanie powiedzieć pod wpływem
emocji nią targających.
–
Wiktor nawet nie dał jej więcej cokolwiek powiedzieć, ponieważ pochylił
się i zaczął składać na jej twarzy delikatne pocałunki nie omijając nawet
jednego milimetra.